LublinPGEFunFloorLubelskieORLEN SUPERLIGA

Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

KONTRAST

żółto-czarna wersja

czarno-żółta wersja

biało-czarna wersja

tryb normalny

Aktualności

Rusza Liga Mistrzyń. Kim jest Kim?

news-big

 

W piątek o godzinie 17:00 MKS Selgros Lublin zainauguruje kolejny sezon w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie. Na "dzień dobry" spotka się ze starym znajomym. I nie chodzi tutaj o zespół CSM Bucaresti, a o jej trenera - Kima Rasmussena. Duńczyka, który na polskiej piłce ręcznej zna się jak mało kto.

Drużyna ze stolicy Rumunii jest silna jak nigdy. Władze klubu zbudowały piekielnie silny zespół, który w tym sezonie ma powalczyć o Final Four. Na każdej pozycji występują gwiazdy światowego formatu, jednak polscy kibice całą swą uwagę będą zwracać na ławkę trenerską. Szkoleniowcem CSM został kilkanaście dni temu Kim Rasmussen, selekcjoner reprezentacji Polski. Postać doskonale znana, która z każdym sezonem udowadnia swą wartość. Mimo, że początki wcale nie były łatwe...

Kim jest ten niski, łysy facet?

Przyjechał do Polski w 2010 roku z przyklejoną łatką. Człowiek znikąd. Za młody, bez sukcesów, syn wpływowego tatusia. Krytykantów było wielu. Trzy lata później wszyscy posypywali głowy popiołem. Kim Rasmussen razem z reprezentacją Polski wszedł na salony żeńskiej piłki ręcznej.

W maju 2010 roku ZPRP ogłosił finałową trójkę kandydatów na objęcie stanowiska pierwszego trenera reprezentacji kobiet. Faworytką ekspertów była Bożena Karkut, trenerka Zagłębia Lubin. Sporo dobrego mówiło się także o Mortenie Arvidssonie, Duńczyku z bogatym CV. Wygrał Rasmussen, o którym wszyscy wiedzieli, że jest synem… Pera, byłego już prezydenta duńskiej federacji handballowej.

Nikt nie mówił o tym, że jako trener szkolił się od 18-stego roku życia, będąc najmłodszym trenerem w Danii. Przez następne lata Kim Rasmussen uczył się zawodu jako asystent w małych klubikach. Jako pierwszy trener bez większych sukcesów z grupami młodzieżowymi.

- Krzywdzące i nieprawdziwe są komentarze, że młody Rasmussen został wybrany selekcjonerem reprezentacji Polski tylko ze względu na wpływy swojego ojca – twierdzi Marek Góralczyk, sekretarz generalny Związku Piłki Ręcznej w Polsce. – Cztery lata temu byliśmy w drugiej lidze, jeśli chodzi o reprezentacyjny szczypiorniak. Teraz bijemy się na najbardziej prestiżowych turniejach z najmocniejszymi zespołami. Niech ten fakt posłuży za najlepszą rekomendację Rasmussenowi – dodaje Góralczyk.

„On jest taki mały?”

Pierwsze spotkanie z Rasmussenem nasze reprezentantki wspominają podobnie: „Młody, mały, bez sukcesów, czy to na pewno dobry wybór?”. – Wątpliwości  było sporo. My już naprawdę miałyśmy dość przegrywania. Byłyśmy zdołowane. Przegrywane preeliminacje, eliminacje, mecze towarzyskie, ile można było – wspomina Monika Stachowska, obrotowa reprezentacji Polski. – Pamiętam, że byłam bardzo zaskoczona faktem, że jest taki mały – dodaje z uśmiechem na ustach grająca na co dzień w gdańskim beniaminku Stachowska. 
Wątpliwości zniknęły po kilku pierwszych treningach. Po kolejnych zgrupowaniach. Widziałyśmy, że Kim to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Miał pomysł na nas, a my mu zaufałyśmy – mówi najbardziej doświadczona reprezentantka Iwona Niedźwiedź.

Początki były trudne. Rasmussen przegrywał eliminacje do kolejnych imprez mistrzowskich. Na początku łapał się różnych metod, często ściągając  w ataku bramkarkę, żeby mieć przewagę jednej zawodniczki w ataku. Media go krytykowały. Oczekiwały przedwczesnego zwolnienia.

Wszystko zmieniło się po meczu przegranych eliminacji mistrzostw Europy z Rosją. Polki grały wówczas w bardzo silnej grupie, ale zwycięstwo ze Sborną dodało skrzydeł dziewczynom Rasmussena. – To było kopniak, po którym uwierzyłyśmy, że możemy walczyć z najlepszymi – tłumaczy Stachowska.

Team building, czyli bądźmy rodziną

Duńczyk zdobył zaufanie dzięki zdrowemu podejściu do swojej pracy. Przyjął model trenera-przyjaciela. Zdawał sobie sprawę, że pracuje z kobietami, które często pracują poza domem, bez bliskich. Każda z zawodniczek miała na zgrupowaniach mieć czystą głowę. „Chcesz się spotkać z dziećmi, mężem? Nie ma problemu. Masz słabszy dzień? Zrób sobie przerwę. Chcecie imprezę? Zabawcie się!”. Dzięki takiemu podejściu kadrowiczki jeszcze bardziej zbliżyły się do Duńczyka.

- Jako pierwszy trener wprowadził na zgrupowaniach tzw. team building. Zajęcia w grupach – mówi Iwona Niedźwiedź. - Był ubaw po pachy, kiedy kazał nam naśladować koleżankę z kadry, którą wcześniej wylosowałyśmy. Poświęcił na to nawet jeden trening – mówi Stachowska. – Pamiętam grę w „Jaka to melodia”. Kim puszczał w słuchawkach muzykę, a jedna z nas nucąc musiała naprowadzić resztę zespołu. Leżałam płacząc ze śmiechu – wtóruje Niedźwiedź. – Były to przede wszystkim ćwiczenia, które miały wyłonić lidera grupy i scalić zespół. Poprawić atmosferę, która momentami była gęsta – kończy rozgrywająca reprezentacji i naszego zespołu.

„Nie rzucasz, nie grasz”

Zajęcia w grupach i budowanie atmosfery niewiele by dało, gdyby nie przygotowanie taktyczne i mentalność Duńczyka. – Mam kilka skojarzeń związanych z Rasmussenem. „Nie rzucasz, nie grasz” jest jednym z nich. Kim twierdzi, że nie potrzebuje zawodniczek do podawania piłek. Nie jestem typem trenera, który po jednej nieudanej akcji sadza zawodniczkę na ławkę – tłumaczy Stachowska.

Budowanie mentalności zwycięzcy jest kolejnym elementem, który wprowadził Rasmussen.
To typowo duńskie podejście. Kim doskonale wpaja nam, że każdy mecz, każdy rzut jest na wagę igrzysk olimpijskich. Zdaje sobie sprawę, że jeśli nie będziemy miały takiego podejścia, nie wygramy żadnego meczu na mistrzostwach – wyjaśnia Iwona Niedźwiedź, która przez sześć lat grała w lidze duńskiej.

Iker Casillas polskiej kadry

- Jest jedna rzecz, w której nie jest wcale taki dobry – mówi tajemniczo Iwona Niedźwiedź. Jak zdradza później, chodzi o futsal, czyli element rozgrzewki prawie każdego treningu piłkarek ręcznych. – Często staje na bramce. Wydaje mu się, że jest niezły w tym co robi. Wpuszcza jednak sporo bramek. Strasznie się przy tym emocjonuje, myśli że jest Ikerem Casillasem. Kupiłyśmy mu nawet rękawice, żeby bronił lepiej – dodaje roześmiana rozgrywająca reprezentacji.

Całe szczęście Duńczyk zdecydował się na pracę trenerską w piłce… ręcznej. Niech pozostanie przy tym fachu, bo robi to naprawdę dobrze. 

MG

Powrót do aktualności